Strona:Przybłęda Boży.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w otwarte, potężne łożysko szeroko toczącej się twórczości i odtąd w tem tylko łożysku szukać będziemy źródeł i rozdziałów, postanowień i hamulców, zwycięstw i wyrzeczeń.
Ciało znalazło się w mocnych kleszczach losu, targane i smagane. Zegar bił sekundami ciosów, w miarowych odstępach bólem znacząc dobę żywota. Obejmując okiem całość, można rzec, iż w tych latach bohaterskich, kiedy głębokie oczy zapatrzyły się ostatecznie, a słuch powolnie skupiał się i cofał w siebie, że wówczas, owszem losem wbrew, kształtował się ów niezmożony zagryz warg, taki sam pewno, jaki torturowanym bohaterom umiał w nagłem dojrzeniu wewnętrznem usta zatrzasnąć niezłomnością, która jest wieczna.
W udręce mnogiej czasem jakgdyby czart jakiś z rozmysłem złośliwym psuł i pionki przesuwał. Mąci taki szatan chorób i skołatanych nerwów nawet najczystszą wodę szlachetnej przyjaźni. Z Breuningiem, z kochanym, starym Stefanem, towarzyszem zabaw dziecięcych, nagle urywa się przyjaźń wieloletnia, tak zawsze wierna i bezinteresowna: urywa się w gwałtownej sprzeczce, która jest wyładowaniem wszystkich piekielnych niehumorów całego roku. Długo się to wszystko gromadzi w sobie, spychane wgłąb w obliczu rzeczy ważniejszych, a potem widać, że to wcale nie zginęło, że na dnie tajemnie pleniło się i nagle już jest ponad głową jako brzydki chwast. Zawód na całej linji. „Breuning nie zawahał się przedstawić mego charakteru w takiem świetle, w którem wyglądam jak podły, nędzny, małostkowy człowiek. Breuningowi nie mam już najzupełniej nic do powiedzenia. Jego sposób myślenia i działania w stosunku do mnie dowodzi, że między nami nie powinno było być nigdy węzłów przyjacielskich i też ich z pewnością nie bę-