Siedzę z tatusiem przy oknie.
Krzyczą mewy. A w dali lśni morze.
Przyjdź, deszczyku! Ziemia zmoknie,
A ja parasolkę otworzę...
Hen — gdzieś jest wiosna. A tyś w jasyrze u zimy,
Biedna dziewczynko w kapturku różowym...
— Chcesz, córuchno, za morze z tobą polecimy,
Pieni się morze mętem bursztynowym...
A za morzem jest mama?
— Nie, dziecię...
A gdzie jest?
— Umarła...
A co to znaczy?
— To znaczy, że się chce płakać głupiemu poecie,
Co tam przechodzi...
A czemu on płacze?
— Chce mieć kapturek różowy...
A czy on nie ma mamy?
— Ma. Lecz go to nic nie obchodzi,
Chce jechać za morze — w świat nowy,
A czy ta Dama jest dobra?
— Tak, dziecię... Nikomu nie robi krzywdy...
To dlaczego tu nie przychodzi?
— Ta Dama nie przyjdzie nigdy,
Bowiem nie jeździ na statku, ni na łodzi...
Nocka nastała.
Rozmowa ojca z córką się urwała.