Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.4.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mi okolicznościami jego nawrócenia, zwykle na obrazach wystawianemi.
Gdy Don Kichot obaczył go tak żywo wyobrażonego, iż się zdawać mogło, że Chrystus doń mówi, zaś Święty Paweł odpowiada, rzekł:
— Ten Święty był przez niejaki czas największym wrogiem, jakiego kiedykolwiek miał Kościół Naszego Pana, a później najżarliwszym jego obrońcą. Rycerzem błędnym był za życia, zaś po śmierci świętym, niezmordowanym pracownikiem w winnicy Pańskiej, nauczycielem pogan, który za szkołę miał niebiosa, a za preceptora samego Jezusa Chrystusa.
Nie było już więcej obrazów, przeto Don Kichot kazał te z powrotem nakryć i rzekł do ich nosicieli.
— Mam to za dobrą wróżbę, bracia moi, że ci święci rycerze sprawowali tę samą, co ja profesję, to jest ćwiczeniem orężnem byli zabawni. Między nimi a mną taka jest różność, że oni byli świętymi i wojowali, według prawideł boskich, ja zaś, grzesznik niegodny, walczę według świata prawideł. Zdobyli niebo siłą swoich ramion, gdyż królestwo niebieskie gwałt cierpi rade, ja zaś dotąd nie wiem, co zdobędę, przez swoje nieustawne trudy, a prace. Z tem wszystkiem, gdyby moja ulubiona Dulcynea uwolniona była od mąk, jakie cierpi, możeby się mój los polepszył, ja zaś mając w umyśle więcej ładu, wybrałbym drogę lepszą niż ta, którą teraz kroczę.
— Niech Bóg wysłucha, zaś grzesznik głuchym pozostanie — rzekł wtem Sanczo Pansa.
Kmiecie byli zadziwieni tak z pozoru Don Kichota, jako i z jego słów, których nawet połowy nie zrozumieli, nie wiedząc, co chciał przez nie wyrazić.
Skończywszy swój posiłek, wzięli swoje obrazy, pożegnali się z Don Kichotem i ruszyli w dalszą drogę.
Sanczo zważał swego pana, jakby go nigdy nie znał, dziwując się niepomiernie, z tylu jego wiadomo-