nami uwieńczę, abyś wyglądał jak poeta laureat, a takoż że dam ci podwójną porcję owsa.[1]
Tak lamentował poczciwy Sanczo. Jego osioł słuchał pilnie tego wszystkiego, nie odpowiadając ani słowa, takie było bowiem strapienie i ból, które nieborak odczuwał. Całą noc na próżnych użaleniach i lamentach straciwszy, ujrzeli wreszcie światło dnia. Wówczas Sanczo przekonał się, że całkiem niepodobna jest wyleść z tej studni, bez pomocy czyjejś. Jął więc znów utyskiwać i wołać na wszystek głos, aby go ktoś usłyszał. Ale wszystkie te krzyki przepadały w pustkowiu, bowiem w tej okolicy nie było żywej duszy. Rozumiał się już martwy i pogrzebiony na wieki. Osioł leżał z mordą opuszczoną. Sanczo tyle dokazał, że go podniósł na nogi. Siwiec z wielką trudnością na nich się utrzymywał. Giermek dobył z sakiew, które pospołu z nim do jamy wpadły, kromkę chleba, aby ją dać osłu. Osłu chleb posmakował, zaś jego pan rzekł:
— Przy chlebie wszystkie nieszczęścia są znośne!
Nagle po jednej stronie jamy odkrył dziurę tak sporą, że człek schylony, ścieśniwszy się, mógł przez nią przeleść. Sanczo na czworakach wlazł tam i ujrzał, że otwór był dość szeroki od wewnątrz. Dobrze to mógł zważyć, gdyż przez to, co dachem nazwaćby było można, przenikały promienie słońca, całą dziurę oświetlając. Ujrzał takoż, że wykrot wydłużał się i rozszerzał, łącząc się z inną jakąś rozpadliną. Sanczo powrócił do swego osła i kamieniem jął ryć i grzebać ziemię koło dziury, tak iż wkrótce powstał otwór zdatny do pomieszczenia osła. Wziąwszy swego siwca za postronek, jął Sanczo posuwać się naprzód, w wnętrzu tej grotv, chcąc doświadczyć, czy nie znajdzie jakiegoś wyjścia na świat. Szedł tak, w ciężkim strachu pośród ciemności, które czasem ustępowały nikłemu światłu dnia. „Niech Bóg wszechmocny mi dopomoże
- ↑ Także i Orlando Boiarda przemawia do rumaka, jak do rozumnej istoty:
„Deh, dimmi, buon destrier, ov‘é Rinaldo?
Ov‘éne il tuo signor? non mi mentire
Cosi diceva Orlando, ma il ronzone
No potea dar risposta al suo sermone“.