Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.3.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzeni, — karmazyni, co to buty w kominie sadzami smarują, zaś w czarne pończochy zielone cery wstawiają.[1]
— To się mnie tyczyć nie może — rzekł Don Kichot — chodzę zawsze przystojnie odziany, nie noszę sukien łatanych ani podartych; gdy się czasem na moich szatach jakaś dziura trafi, bądź pewien, że nie czas ją sprawił, lecz oręż nieprzyjaciela.
— Co się należy do męstwa Wpana — ciągnął dalej Sanczo — jego dwomości, czynów i zamysłów, to o tem różnie gadają. Jedni powiadają: „Głupi ale ucieszny“, drudzy „Dzielny, lecz nieszczęśliwy“, inni znów „Obyczajny, lecz niezbyty.“ Różne rzeczy językami mielą i obmawiają nas od pięt do głowy.
— Zważ, przyjacielu Sanczo — odparł Don Kichot — że im na wyższy stopień cnota się dźwiga, tem zajadlejszym podlega prześladowaniom. Żaden lub prawie żaden ze znamienitych mężów ubiegłych wieków nie uszedł ludzkiego szkalowania i potwarzy. Juljusz Cezar, mądry, odważny, dzielny i waleczny dowódca, poczytywany był za człeka, pysznego. Naganiano mu zbytnią staranność w odzieniu i rozwiązłość w obyczajach. Aleksandra, który, dla swych dzieł odważnych, zjednał sobie przydomek Wielkiego, obmówili, jako pijaka. Herkules, który wielu dzieł przeważnych dokonał trudu nie litując, za rozpustnika lubieżnego okrzyczany został. O Don Galaorze, bracie Amadisa z Galji, szeptano, że jest strasznie swarliwy, o jego bracie zaś, że jest płaksą i niewieściuchem. Widzisz więc, mój miły Sanczo, że wśród tylu oszczerstw, którym tak zacni mężowie podlegali, ujdą potwarze, na mnie rzucane, chyba, że jeszcze gorsze kalumnje, od tych, co rzekłeś, masz w zanadrzu!

— W tem sęk, właśnie, do stu katów! — zawołał Sanczo.

  1. W kapitulum XLIV drugiej części Don Kichota każe się Cervantes żalić domniemanemu autorowi arabskiemu, Benengeli na wielką, nędzę, prześladującą szlachtę i ludzi wysoko urodzonych. „Dlaczegóż, o ubóstwo, przymuszasz ich k‘temu, aby dziury swoich butów woskiem zatykali? Jakżeż to ścierpieć możesz, aby jeden guz u ich kabatu był z końskiego włosia, drugi ze szkła, a trzeci z jedwabiu... Czemuż ich kołnierze są zmięte jak sałata“?... Wspaniały portret biednego, choć pysznego hidalga naszkicował Azorin w swych „Los pueblos“ („Ensayos de la vida provinciana“).