Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.2.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

doku, który im rozkosz sprawiał, moje zaś oczy mrok opanował.
Smutek nasz rósł z dnia na dzień, pomniejszała się cierpliwość nasza; przeklinaliśmy zuchwalstwo wojaka i wyrzucaliśmy ojcu brak baczenia na córkę. Wreszcie Anzelm i ja umyśliliśmy pospołu opuścić wieś i udać się do tej doliny, on, aby pasać wielkie stada swoich owiec, ja zaś trzody kóz moich. Wiedziemy tu życie, w cieniu drzew, dając folgę cierpieniom naszym, śpiewając na chwałę Leandry, lub naszą krzywdę jej wyrzucając, wzdychając samotnie i bóle nasze niebu polecając.
Za naszym przykładem wielu zalotników Leandry przybyło w to dzikie gór ustronie, aby nasz sposób życia naśladować. Miejsce to zamieniło się już na Arkadję pasterską, tak jest pełne trzód i pasterzy. Niema zakątka, gdzieby nie rozlegało się imię pięknej Leandry. Ten ją przeklina, zowiąc niecnotliwą i lekkomyślną wietrznicą, tamten ją potępia za płochość i nierozwagę, ów znów ją rozgrzesza i przebacza jej, podczas gdy inny ją piętnuje i surowy sąd nad nią sprawia; jeden wynosi jej piękność, drugi jej przyrodzenie przeklina; mówiąc pokrótce, wszyscy się na nią żalą, a wraz ją i ubóstwiają.
Powszechne szaleństwo tak już daleko się rozciągnęło, że na odniesioną wzgardę żali się ten, co ni razu z nią nie mówił, inny znów lamentuje i nieznośną gorączkę zazdrości czuje w sercu, chocia ona przecie jej wzbudzić nie mogła, gdyż, jako rzekłem, prędzej jej błąd był uznany, niż zamysł i skłonność. Niemasz pieczary skalnej, brzegu strumienia, cienistego miejsca pod drzewami, które nie byłoby zajęte przez pasterzy, powierzających wiatrom westchnienia swoje. Echo, gdzie tylko się zastanowi, imię Leandry powtarza. — Leandra! — wtórują góry — Leandra! — strumyki szemrzą. Leandra wszystkich nas w niepewności i zachwyceniu trzyma; żywimy nadzie-