Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

de słowo i przez kilka dni nie skończysz. Gadaj więc, jak człek rozumienie na rzeczy mający, albo nie gadaj wcale.
— Opowiadam tak — odparł Sanczo — jak w moim kraju wszystkie gadki się opowiada. Nie umiałbym ni krztyny inaczej, nie żądajcie tedy, Panie, abym szedł innym torem.
— Mów zresztą, jak chcesz — rzekł Don Kichot. — Ponieważ mój zły los zmusza mnie do słuchania twych słów, więc ciągnij dalej.
— Tak tedy, najmilszy mój Panie — ciągnął dalej Sanczo — pasterz ów, jak już powiedziałem, zakochał się w pasterce Torralva, która była dziewczyną tłustą, hardą, trudną do ugłaskania i mającą coś mężczyńskiego w sobie, gdyż nawet na brodzie zarastała... jakbym ją tu teraz przed sobą widział.
— Zaliż ją znałeś?
— Nie, Panie — odparł Sanczo — ale ten, który mnie z tą gadką zapoznał, upewniał, że jest ona tak nawszem prawdziwa, iż gdybym ją kiedykolwiek komuś innemu od siebie opowiadał, mógłbym twierdzić, a nawet przysięgać, żem wszystko widział.
Owóż, jak to powiadają, dzień za dniem schodził, zaś djabeł, który nigdy nie śpi i rad wszędzie się wścibia, sprawił, że miłość, którą pasterz żywił dla pasterki, w nienawiść i złość się przemieniła. Przyczyną tego, jak złe języki utrzymują, było, że Torralva do zazdrości dała mu siła powodów. Przekroczyła granicę przystojności i zabrnęła tak daleko, że już ani kroku dalej. Pasterz tak ją znienawidził, że, aby jej widoku uniknąć, postanowił się oddalić i udać się tam, gdzieby jej jego oczy już nigdy nie oglądały. Aliści Torralva, widząc się być wzgardzona od Lope Ruyza, rozmiłowała się w nim bardziej, niż kiedykolwiek.
— Otóż, to i prawdziwe kobiet przyrodzenie — przerwał Don Kichot — gardzić tymi, którzy je ko-