Pasterze przyjęli Don Kichota z otwartemi ramionami; Sanczo, pomieściwszy Rossynanta i osła, jak tylko mógł najlepiej, pobiegł w tę stronę, skąd go dochodziła woń koziny, pieczonej w kociołku nad ogniem. Chciał się upewnić, czy mięsiwo już tak dalece upieczone jest, aby z kociołka prosto do brzucha pójść mogło; musiał jednak powstrzymać swoje rozesłała na ziemi skóry baranie i, tak ów swój wiejski stół szybko narychtowawszy, zaczęło jeść z oznakami głębokiego ukontentowania.
Sześciu pasterzy, zamieszkujących szałas, ległe na ziemi wokół skór, zapraszając bez zbytnich ceremonij Don Kichota, aby siadł na wywróconym korycie. Don Kichot spoczął, Sanczo zaś stanął tuż za nim, aby mu usługiwać i podawać mu napój z rogowego kubka.
Jego pan, spojrzawszy nań, rzekł: — Pragnąc, abyś się przekonał, przyjacielu Sanczo, ile dobrego zasady błędnego rycerza w sobie zawierają, i jak ludzie, profesję tę sprawujący, winni być n -świście estymowani, pozwalam ci, abyś zasiadł tutaj obok mnie, w towarzystwie tych poczciwców i aby, aczkolwiek twoim panem jestem, nie było między nami
Strona:Przedziwny Hidalgo Don Kichot z Manczy T.1.djvu/109
Wygląd
Ta strona została przepisana.
KAPITULUM XI
CO SIĘ PRZYTRAFIŁO DON KICHOTOWI Z PASTERZAMI