Strona:Promethidion (Norwid).djvu/017

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A inny z tęczy kolorem na ścianie,
A inny drzewaby tak usposobił,
Żeby się dłońmi splotły w rusztowanie,
A jeszcze inny głosuby kolumnę,
Rzucając w psalmy akordów rozumne,
Porozpowijał jak rzecz zmartwychwstałą,
Co się zachwyca w niebo. Szłaby dusza
Tam, tam, a płótno na dółby spadało,
Jako jesienny liść, gdy dojrzy grusza.

*

Więc stądto, stąd i słuchacz i widz jest artystą,
Lecz prymem ten, a owy niezbędnym chórzystą;
Więc stąd chórzysta w innej prymem jest operze,
A prym chórzystą-widzem w nieswej atmosferze;
I tak się śpiewa ona pieśń miłości dawna,
Nieznana raz, to znowu sławna i przesławna...
..................
I dość: niech „„słuchacz w duszy swej dośpiewa.””
..................
To w niebo tak, a w ziemię jak się pieśń przelewa,
Praktycznym wam i sobie, ilem jest praktykiem,
Opowiem. Jak kamienie krągłe, za strumykiem
Kształcone falą, tak jest za pieśnią i praca,
A praca — toć największa praktyczność na świecie.
Tu człeka znów wiecznego zapytam, bo wieczny,
Bo prawdę mówi, kłamać nie może, jak dziecię,
Od pychy sław pancerzem historji bezpieczny.

*

Więc, jak o pięknem, teraz powiedz mi o pracy?

*