Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

je uczucia odpłaciła mi takim wykrętem. Jednak naprawdę nie zauważyłem, by ktoś zabiegał tu o pani względy. A w naszej okolicy nic długo nie da się utrzymać w tajemnicy. Niechże mi pani powie szczerze i po prostu: — nie podobasz mi się, będę czekała na lepszego.
Łucja potrząsnęła głową:
— Pańskie przypuszczenia są nieuzasadnione. Powiedziałam panu prawdę. Istotnie kocham innego i zostanę jego żoną.
Znowu umilkł i stał przed nią oparty o stół z oczyma wbitymi w ziemię.
— Czy... czy mogłaby pani wymienić mi jego nazwisko?
— Nie sądzę, by to było potrzebne — powiedziała chłodno.
— Ach, jeżeli to tajemnica... — zauważył z ironią.
— Wcale nie tajemnica. Nie zależy mi jednak na rozgłaszaniu tego, bo to jest moja prywatna sprawa.
— Czy pani mnie uważa za plotkarza? Interesuje się tym dla siebie i wyłącznie dla siebie.
— Więc dobrze. Mogę panu to powiedzieć. Mówiłam o profesorze Wilczurze.
Szeroko otworzył oczy:
— Jak to?...
Łucja wstała.
— Jeszcze sekunda — zatrzymał ją. — Czy chce pani powiedzieć, że kocha pani profesora i że zostanie jego żoną?
— Tak, proszę pana... I proszę, byśmy na tym skończyli rozmowę.
Gdy wrócili do salonu, właśnie proszono do stołu. W jadalni i w przyległym pokoju zrobiło się gwarno. Kolacja, jak zwykle w tych stronach, była aż nadmiernie obfita. Siedzący jednak obok Łucji gospodarz, prawie nic nie jadł, natomiast dużo pił i był wciąż ponury napróżno usiłując nadrabiać miną. Musiało to zwrócić powszechną uwagę, gdyż zwłaszcza panie zerkały w jego stronę, zaciekawione i przenosiły swój wzrok z niego na Łucję, domyślając się, że między nimi musiało zajść jakieś nieporozumienie. Łucja, ratując sytuację, starała się być wesoła i ożywiona, rozmawiając z swoim drugim sąsiadem.
Po kolacji znowu zapytała Wilczura, czy nie lepiej byłoby pojechać do domu. Teraz już naprawdę tego chciała, lecz Wilczur, wciąż dopatrując się w jej gotowości poświęcenia, najkategoryczniej odmówił.
— Poznałem tu bardzo interesujących dwóch panów i doskonale mi się z nimi gawędzi — zapewniał. — Jutro niedziela, możemy sobie pozwolić na jeszcze parę godzin zabawy.
Orkiestra znowu grała i Łucja znowu tańczyła prawie bez odpoczynku. Wilczur w poszukiwaniu owych dwóch interesujących panów zajrzał do jadalni, gdzie służba krzątała się przy sprzątaniu ze stołu. Przy końcu jednego z nich siedział samotny pan Jurkowski i pił wódkę. Wilczurowi wydało się, że go