zaleta w naszych oportunistycznych czasach. Jak pani będzie pisała do niego, proszę pozdrowić go ode mnie.
Rozmowę ich przerwały okrzyki ze stawu. To Wasyl i Donka pokrzykiwali z łódki w stronę brzegu. Teraz dopiero Wilczur i Łucja zauważyli Jemioła, wygodnie rozłożonego w cieniu krzaków. Obok niego stała do połowy już wypróżniona butelka wódki. Młodzi podpłynęli bliżej i wdali się z nim w rozmowę. Donka wskazując za oddalającą się Łucję z Wilczurem, powiedziała:
— I czy nie ogarnia pana zazdrość, panie Jemioł?
— Zazdrość? O co?
— Ano, każdy ma swoją dziewczynę. A pan jest sam.
— Moja droga żabusiu. Tak. Jestem sam. Sam jak palec w nosie. Ale jeżeli sądzisz, że zazdroszczę innym, to się grubo mylisz.
Wasyl zaśmiał się głośno:
— A bo pan nigdy nie jest sam, panie Jemioł. Tylko zawsze z butelką.
— Twoje szczęście, mój tubylcze, mój ty lokalny Romeo, że butelka nie jest jeszcze wypróżniona. W przeciwnym razie mógłbym ci ją przesłać drogą powietrzną. Uważaj, by nie wylądowała na twoim organie powonienia.
— Ho, ho, nie dorzuci pan tu, — zaśmiał się Wasyl i na wszelki wypadek machnął parę razy wiosłami, by się nieco oddalić od brzegu.
— A jeżeli chodzi o zazdrość to zrozum, mikrocefalu, że w tej flaszce mam nie jedną przyjaciółkę, lecz całe ich stado. Harem. Rozumiesz, harem?
— Nie rozumiem — szczerze przyznał się Wasyl.
— Fu, pan takie świństwa mówi — żachnęła się Donka.
— Ja mówię a wy macie ochotę robić. I czymże jesteście? Oto mimowolnym narzędziem losu, które każe wam być funkcją populacyjno-demograficzną. Zakładem chałupniczym przyrostu ludności. Koncesjonowaną fabryczką zakładaną w celu wyprodukowania kilku egzemplarzy sobie podobnych indigène’ów. Łypiecie jedno na drugie rozmarzonym okiem, a skutek? Kupa cuchnących pieluszek.
Młodzi śmiali się chociaż niewiele zrozumieli. Gadulstwo Jemioła było dla nich czymś nad wyraz zabawnym. On sam pociągnął nieduży łyk z butelki i podparłszy głowę rękę wygodnie się ułożył w wysokiej trawie:
— Śmiejcie się, by zadokumentować swoje człowieczeństwo. Istotnie jest to jedyny, dla was dostępny odruch organizmu, który odróżnia zwierzę od człowieka.
Donka zaprotestowała:
— A nieprawda. Bo i zwierzęta się śmieją. Na przykład pies.
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/026
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.