Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/020

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zanim zdążył coś odpowiedzieć wyszła.
Od tego dnia nie widywał jej wcale. Minęło trzy tygodnie. Obchodził właśnie wieczorem pacjentów na drugim piętrze, gdy przybiegł sanitariusz:
— Panie doktorze. Na dole jest pani profesorowa Dobraniecka i prosi pana doktora.
Domyślał się od razu, że musiało się stać coś niezwykłego. Gdy jednak wszedł do dyrekcyjnego gabinetu i zobaczył Ninę, przeraził się. Była blada, oczy miała głęboko podkrążone, ręce jej się trzęsły.
— Co pani jest? — zapytał szczerze zaniepokojony.
Głos jej drżał, gdy mówiła:
— Mój mąż... Jest bardzo źle z moim mężem.
— Pan profesor wrócił?
— Nie. Otrzymałam list z Marienbadu. Doktor Hartmann pisze, że stwierdzono nowotwór pod czaszką... To już podobno tylko kwestia miesięcy, czy nawet tygodni... Straszne, straszne...
Na pewno nie udawała. Jej rozpacz była szczera. Było to dla Kolskiego niespodzianką. Nina musiała być jednak przywiązana do męża. A może nawet kochała go po swojemu. W oczach miała łzy.
Pochylił się nad nią:
— Niech pani nie traci nadziei — powiedział swoim zawodowym tonem pocieszającego lekarza. — Podobne diagnozy bywają mylne. A zresztą tego rodzaju nowotwory dają się usuwać. Wątpię, by w Marienbadzie byli dość poważni specjaliści z tej dziedziny.
Otarła łzy.
— Dałby Bóg... Jerzy chce wrócić do Warszawy, ale nie może być mowy o tym, by wracał sam. Musi mieć w drodze odpowiednią opiekę. Czy... czy pan pojechałby ze mną?
— Ależ oczywiście, proszę pani.
— Doktor Hartmann radzi zabrać Jerzego jak najprędzej. Boże, Boże. Właśnie to naglenie przeraża mnie.
— Czy ma pani przy sobie list Hartmanna?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
— Chciałbym go przeczytać.
— Nie ma w tym liście żadnych ściślejszych danych. Ale mogę go panu przysłać.
Zamyślił się i powiedział:
— Nie widzę racji, dla której mielibyśmy odkładać wyjazd. Muszę się tylko porozumieć z Rancewiczem. Kiedy pani może być gotowa?
— Ach, każdej chwili.
Następnego ranka Kolski wraz z Niną wyjechali pociągiem pośpiesznym do Marienbadu.