Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomoc, czyjeś mądre spojrzenie, czyjeś umiejętne, a głębokie uczucie weźmie na siebie część naszego strapienia. A jakże mógł wątpić o szczerości jej słów, wypowiedzianych wówczas w nocy na tarasie, o uczuciach, o których mówiła teraz, o mądrości i znawstwie duszy ludzkiej, które odkrywał w niej za każdym razem? Czyż nie było szaleństwem to, że bronił się przed tym wszystkim, zamiast przyjąć jej dary z całą wdzięcznością i oddaniem...
W milczeniu wyciągnął rękę i objął ją łagodnym, czułym ruchem.
— Tyle przeżyłam tam z dala od ciebie, tyle przemyślałam — mówiła cicho. — Bywały takie nerwowe dni oczekiwań, dni bezsensowych nadziei. Wyobraź sobie, że ogarniała mnie wówczas jakaś mania. Nazywałam to przeczuciem. Oczekiwałam, że zrobisz mi niespodziankę i przyjedziesz. Wiedziałam, że to absurd. Śmiałam się sama z siebie, lecz przeczuć tych nie mogłam opanować. Pytali mnie wówczas, co mi jest.
Umilkła i dodała po chwili:
— Czyż ja wiem, co to jest? Czyż ja potrafię to nazwać? Jakże wiele jest wyrazów, jak wiele określeń! Można się zgubić w ich lesie i nie umieć wybrać. I nie znaleźć odpowiedniego. Mówić o uczuciach to tak, jakby się chciało słowami opowiedzieć utwór muzyczny. Niepodobieństwo! Czy prawa?
— Tak, tak — potwierdził i jeszcze raz ucałował jej ręce. Od tego dnia, od tych godzin, spędzonych z Niną w bibliotece, radykalnie zmienił się stosunek Kolskiego do niej. Uwierzył. Uwierzył, że go kocha. I chociaż sam daleki był od podobnego uczucia do niej, tym bardziej pragnął to wyrównać pozorami miłości.
Ze względu na opinię otoczenia nie mogli sobie pozwolić na zbyt częste widywanie się. Spotykali się dwa razy, rzadziej trzy razy w tygodniu. Spotkania uniemożliwiały mu w te dni wypełnianie obowiązków w stosunku do pacjentów w lecznicy, jak i poza lecznicą. Oczywiście nie wspomniał jej ani razu o tym. Jakakolwiek wzmianka na ten temat byłaby wręcz niemożliwa. Z biegiem czasu przeszła mu nawet ochota do jakiegoś uregulowania tej sprawy. Przyzwyczajał się do Niny coraz bardziej. Stosunek z nią istotnie zdawał się skutecznym lekarstwem, a jeżeli nie lekarstwem, to przynajmniej narkotykiem, który zagłuszał w nim tęsknotę za Łucją. Do Łucji pisywał równie często jak dawniej. I może przy pisaniu tych listów odczuwał rodzaj jakby swojej winy, jakby zdrady, którą popełnił. Nie miało to żadnego uzasadnienia, a jednak słowami pełnymi czułości pragnął wyrazić jej niejako ekspiację.
Były to jedyne momenty, kiedy miłość do Łucji wzbierała w nim tak silną falą, jak dawniej. Były to jedyne momenty, kiedy musiał zagłuszać w sobie przeświadczenie o bezwartościowości jego romansu z Niną. Poza tym romans ten wszedł już