Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wodzie cyranka lub łąbędź przelotny lub nurek. Młyn Prokopa Mielnika... Dobrzy ludzie, prości ludzie. Od trzech lat tam nie byłem. O, tam pamiętają mnie na pewno. Dla nich nie byłem człowiekiem niepotrzebnym. Dla nich nie byłem zawadą...
Zamyślił się.
— Nie tęskni pan za nimi? — zapytała Łucja.
— Co pani mówi? — ocknął się.
— Pytałam, czy pan za nimi nie tęskni.
Twarz Wilczura rozjaśniła się uśmiechem:
— Chciałbym ich zobaczyć. Wiele się tam musiało pozmieniać. Trzy lata. Wasyl pewno się ożenił, Natalka podrosła. Olga i Zonia pewno też znalazły obie mężów... Poczciwe baby.
Zaśmiał się i odwrócił się do Łucji:
— Zonia nawet gwałtem wybierała się za mnie... Tożby była radość, gdybym tam zajechał...
Łucja pomyślała, że istotnie taka przejażdżka do owych Radoliszek, które tak ciepło wspomina, zrobiłaby doskonale profesorowi. Wpłynęłaby kojąco na jego nerwy, pozwoliła oderwać się od niedawnych przeżyć. Wróciłby z niej odświeżony i z nowym zapasem energii.
— Wie pan co, profesorze, a dlaczego nie miałby pan ich odwiedzić — powiedziała.
— Odwiedzić? — zdziwił się profesor.
— No, tak. Mówi pan o nich z takim ciepłem, wspomina pan ich tak mile. Byłaby to dla pana przyjemna rozrywka. Od tak dawna nie wyjeżdżał pan z Warszawy.
Wilczur spojrzał na nią.
— Ha — powiedział — chce pani pozbyć się mnie bodaj na krótko.
Zaśmiała się:
— Właśnie. Chcę się pozbyć pana. Widzi profesor, jaka jestem bezinteresowna. Namawiam pana do tej wycieczki, chociaż wiem, że tam, pod Radoliszkami, czyha na pana owa Sonia czy Zonia.
Śmieli się oboje. Profesor od dawna nie był w tak dobrym humorze i Łucja zdawała sobie sprawę, że w nastrój ten wprawiły go wspomnienia o owym młynie. Postanowiła kuć żelazo póki gorące.
— Serio, nie widzę żadnego powodu, dla którego miałby pan odmawiać sobie tej przyjemności.
— A wie pani, że to wcale nie jest zła myśl, i sądzę, że tam ucieszyliby się z moich odwiedzin.
— A pan rozerwałby się trochę, obejrzał stare kąty, które tak lubi, odetchnął innym powietrzem. Właściwie mówiąc nic pana teraz nie trzyma w Warszawie. A mamy taką śliczną wiosnę.