Podczas ciężkiej pogody nie ma sensu aby w kokpicie warował ktokowiek oprócz sternika. Dobra praktyka nakazuje aby zmiennik, ubrany w kamizelkę, sztormiak i pas bezpieczeństwa był w pogotowiu w bezpośredniej bliskości zejściówki (zasunięta suwklapa). On też ma czuwać nad urządzeniami nawigacyjnymi, radiotelefonem, sprawując nieprzerwany nadzór nad aktualną pozycją jachtu. Dopiero trzeci z załogi może sobie pozwolić na luksus wypoczynku na koi nawietrznej burty. Nie powinien jednak rozbierać się „do rosołu”. Takie rozłożenie obciążenia: „wachta – podwachta – odpoczynek“ daje możliwość złagodzenia groźnego wówczas zmęczenia.
Na usuwanie zmęczenia i pokonywanie senności jest wiele recept. Zależy to oczywiście od przyzwyczajeń i od wieku. Moje doświadczenia wykazują skuteczność kilku (3 do 5) półgodzinnych drzemek. Potrafię robić to nawet przy stole nawigacyjnym – kładąc poduszkę na mapie.
Gdyby z jakichś wręcz nieprawdopodobnych powodów (na przykład: nocnego najechania na zgubiony – kontener, wybuchu gwałtownego pożaru) jacht zaczął tonąć — kolejność czynności ratunkowych powinna być następująca:
Zatem kilka słów o pneumatycznych tratwach ratunkowych. Z tratwami jest tak, jak w starym dowcipie o salwach armatnich na cześć Napoleona. Po pierwsze: nie ma tratw. Oczywiście mam tu na myśli małe, 4‑osobowe jachtowe tratwy pozakonwencyjne. „Stomil” Grudziądz, mimo kilku przymiarek, dotąd ich nie produkuje. „Sportis” zaczął kleić prototyp i zniechęcił się a minister