Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakież to głosy nas dochodzą, niby tysiącznych fletów dźwięki? — zapytał.
— To śpiewające drzewo sułtańskie — odpowiedział Perwis.
— Podejdźmy najpierw ku niemu — zawołał sułtan. — Ileż tu macie pięknych i cudownych rzeczy!
Słodka melodja, unosząca się z liści śpiewającego drzewa w doskonałej zgodzie tonów, zachwyciła sułtana i cały orszak jego do najwyższego stopnia. W milczeniu zwrócili swe kroki ku złocistemu źródłu. Przepyszny widok tej osobliwości w nowy ich podziw wprawił, zewsząd odezwały się okrzyki radosnego zdumienia.
Sułtan, zwracając się do Paryzady i jej braci, rzekł:
— Powiedźcie mi, jakim sposobem doszliście do takich nieocenionych skarbów? Przyznaję, że nic podobnego nie widziałem w całym świecie.
— Królu mój i panie — odrzekł Baman — zawdzięczamy cudowne te skarby mądrości i bohaterskiej odwadze naszej siostry. A teraz radzibyśmy pokazać trzecią i największą osobliwość, jaką posiadamy.
— Jakto? macie jeszcze większą od tych dwóch osobliwość, kiedy one już przechodzą moje oczekiwanie i pojęcie. Czy coś cudowniejszego jeszcze istnieć może!...
Paryzada wprowadziła wówczas sułtana do skrzydła dworu, gdzie gadający ptak wisiał w oknie salonu. Zdaleka posłyszał sułtan śpiew i szczebiotanie najróżnorodniejszego ptactwa. Wszystkim jednak przewodniczył głos gadającego ptaka, do którego zbliżył się sułtan. Na jego widok ptak przerwał rozpoczętą piosenkę i zanucił nową, w której zaznaczył, że króla wśród bezsennej nocy dręczyły bóle rozpaczy, o czem nikt na świecie nie wiedział. Wkrótce jeszcze większe cierpienia nawiedzić mają króla,