Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z przeciwnej strony nadjeżdżał orszak łowiecki, pośród którego jechał na pysznym rumaku sam sułtan Horusza.
Haman i Perwis zeskoczyli z koni i obyczajem tamtejszym czołem uderzyli o ziemię.
Król zapytał się ich kim są, a gdy odrzekli, że są synami nadzorcy ogrodów, kazał im powstać.
— Jak widzę, lubicie polowanie — rzekł sułtan.
— Kto zamyśla, tak, jak my oddać się na usługi króla swego i ojczyzny, ten i polowaniem, jako dobrem przygotowaniem wojenem nie pogardza.
Sułtan odrzekł, że chciałby zobaczyć sam ich zręczność w polowaniu na dzikie zwierzęta.
Skoro wiec Baman spostrzegł lwa, strzała jego przeszyła powietrze, a wymierzona była tak celnie, że przez grzbiet do serca się dostała.
Perwis zaś zeskoczył z konia, na widok niedźwiedzia i szedł ku niemu. Niedźwiedź na tylnych stanął łapach i chciał go objąć, gdy Perwis szybko miecz swój wyciągnął i przeszył mu piersi na wylot. Tak więc lew i niedźwiedź jednocześnie padli z rąk zwinnych młodzieńców. Sułtan zdumiony ich odwagą, pochwałami ich obsypał. Tymczasem wysunęły się z lasu lwica z jednej, niedźwiedzica z drugiej strony.
— Zamieńmy się bracie! — zawołał Perwis — i swym skrwawionym mieczem uderzył na lwicę, wpakowawszy w rozdrażnioną ku sobie paszczę ostrze aż po same płuca, tak, że martwa u nóg jego padła; również niedźwiedzica strzałą Bamana przeszyta legła trupem.
— Po raz pierwszy w życiu widzę tyle odwagi — zawołał sułtan — ale zakazuję wam młodzi bohaterowie na podobne narażać się walki. Upewniam was, że więcej, niż na polowaniu, zależy mi na waszem życiu, które na-