Strona:Posażna panna.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  124  —

wolę objawić według paragrafu ośmset sześćdziesiątego trzeciego!...
Tak marzył sędzia w wagonie, rozbierając krytycznie każde słowo Adelci, łączył je z okolicznościami, spojrzeniami, rumieńcami, westchnieniami i dochodził do przekonania, że może przecież jakoś to będzie!...
Wśród takich rozmyślań zasnął w końcu i prędzej, niż się spodziewał, przeminął mu czas podróży...


XI.

— Już jesteś z powrotem? zawołał Plichta, witając wchodzącego Spisowicza. Co nowego? tylko prosto z mostu!
— Zdaje się, że wszystko poszło dość dobrze. Postąpiłem sobie bardzo odważnie i prędko —
— Co? oświadczyłeś się? A niechże cię uściskam!
— Nieee! to nie! Ale wyjawiłem moje zamiary Armanowi —
— Dobre i to!
— Który okazał się przychylnym moim zamiarom —
— To było pierwej po nim widać.
— Zostawił decyzyą pannie Adeli —
— Naturalnie! Trzeba było zaraz pójść do niej i —
— Jesteś za prędki.
— Zresztą takie konkury na dystans kosztują za wiele.
— Niech kosztują, ile chcą, byle doprowadziły do celu.
— Zawsze im prędzej, tem lepiej! W każdym razie mam nadzieję, że jakoś to będzie.
— Ja także.
— Więc opowiadaj porządnie.
Sędzia opowiedział więc szeroko i długo swoje wizyty, wycieczki na Wysoki Zamek, do Stryjskiego Parku, do Inwalidów, wreszcie ostatnią stanowczą rozmowę z Armanem.
Plichta słuchał ciekawie, dodając od czasu: bardzo dobrze! Tylko trzeba było pomówić z panną rozsądnie! Czemu