Przejdź do zawartości

Strona:Posażna panna.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  58  —

Kolski nabrał nowych sił, ujrzawszy zakład kąpielowy, usiadł na ławce pod łazienką i rzekł do górali:
— Idźcie naprzód i zanieście rzeczy do mego mieszkania. Powiedzcie panom, jeżeli ich w domu zastaniecie, że wrócę, skoro się wykąpię. Bywajcie zdrowi.
— Ostańcie z Bogiem!
Kolski wyciągnął nogi i wypoczywał błogo. Po półgodzinie powstał, a raczej chciał powstać, ale nogi nie chciały go słuchać. Oparł się jedną ręką o ławkę, drugą o toporek, dźwignął się z trudem i wszedł do łazienki.
Po kąpieli i podwieczorku uczuł się silniejszym. Poprawił toaletę i ruszył przez lasek do Zakopanego. W lasku już dobrze się ściemniło, ale Kolski szedł pewnym krokiem po dobrze znanych mu ścieżkach, aż po godzinnym marszu stanął. Coś za długo idę, pomyślał, czyżbym zbłądził? A nie, tu polanka — Giewont profilem obrócony? coś miękko!... do pioruna! — bagno!
Skręcił na prawo i rozmyśliwszy się, wszedł w drugi lasek. Tymczasem ściemniało się coraz bardziej i deszcz począł padać grubemi kroplami. Po godzinie stanął Kolski zdesperowany. Zbłądziłem, niema wątpliwości. Co tu robić? Ha! pójdę naprzód, raz się lasek skończyć musi i znajdę jeżeli nie Zakopane, to choć ludzi...
Już było zupełnie ciemno, wreszcie ani na krok przed siebie nic dojrzeć niepodobna. Po omacku szedł Kolski naprzód, potykając się o pnie, zgubił kapelusz w gałęziach, szedł jednak ciągle naprzód, jak mu się zdawało w prostej linii, lecz końca lasku nie widać! Rzucił toporek, ciążący mu ołowiem, wyrzucił z kieszeni uzbierane minerały, aż znalazł się w gęstwinie niskich, kolących świerczków, gdzie nogi odmówiły mu już stanowczo służby. Zrozpaczony siadł na jakimś mokrym pniu i otuliwszy się kożuszkiem i szalikiem, drżąc od zimna i wilgoci, postanowił oczekiwać brzasku i lepszej przyszłości.
Kiedy Plichta przybył z towarzyszem przed kasyno, zastał na werandzie tylko pułkownika, zawołanego miłośnika ta-