rzekł do pupilów: Appium Claudium senem omnes verebantur (Appiusza Klaudyusza, gdy był w późnym wieku, wszyscy czcią otaczali).
— Szczęśliwa była dla pana Narwalskiegu wycieczka do Morskiego Oka — mówił sędzia do panny Adeli — skoro bezpośrednio po niej obchodzi zaręczyny... Żadnemu z nas się to nie przydarzyło...
— Bo panowie nieładnie się sprawowaliście, odparła panna Adela. Tłukliście się pannom nad głowami, że spać nie mogłyśmy.
— To sędzia winien, odrzekł Plichta, wstawał co chwila, mówiąc: Biedne panie! jak im tam niewygodnie! możeby im dać nasze pledy, żeby nie zziębły!
— To pięknie ze strony pana sędziego. Nie wiedziałam, że się tak o nas troszczył!
— O! on ma złote serce!
Gdy za chwilę opuszczali dom Armanów, sędzia z wdzięcznością ściskał rękę Plichty.
— Widzisz, rzekł Plichta, jak pięknie cię przedstawiam! Powiadam ci, zrób jeszcze jaki czyn bohaterski, a panna będzie twoją, bodajem się tak korkiem od szampana zastrzelił.
Wyleczywszy nogę, wybrał się znowu Kolski w drogę na Ganek. Sędzia siedział ciągle u Armanów lub spacerował z nimi; Cichocki czytał gazety, grał w bilard i karty lub z werandy kasyna przyglądał się górom, a Plichta oczekiwał listu od ojca... Trzeciego dnia po wyjściu Kolskiego w góry, poszedł Cichocki z Plichtą na spacer ku laskowi. Zdala zoczyli na ławeczce sędziego.
— Co on tu robi? spytał Plichta.
— Możesz się domyśleć: czeka na Armanów.
— Czy go podejrzywasz o... o pannę Adelę?... spytał Plichta, uważający się za jedynie wtajemniczonego w stan sercowy sędziego.