Przejdź do zawartości

Strona:Posażna panna.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  51  —

Sędzia ubrał się co prędzej, pytając jeszcze konsyliarza, czyby nie było wskazanem poleżeć z dzień albo dwa w łóżku?
— Po co? jesteś zdrowy, jak ryba, a pieścisz się tak, że wkrótce będziesz do niczego, jak stłuczona flaszka. A słuchajno: mówiłeś co z nią (mówię przez duże N) o katarze?
— Ani słowa.
— No, to dobrze. Podaj mi brzytwę. Nie bój się, nie skaleczy cię!
— Ale powiedz mi tak mój Józiu, jakby to właściwie postępować z nią? Nigdy się jeszcze nie żeniłem...
— Ja także.
— Czy ona mnie zechce?
— Wątpię.
— Taaak?
— Jak będziesz bawić Ją rozmową o chorobach i kodeksach...
— Nie będę.
— Bądź wesołym, chodź z nią po spacerach, przesadzaj rowy na rozhukanym koniu, potem padnij na kolana, choćby na wilgotnej ziemi, a przedewszystkiem bywaj często u Armanów.
— Mnie także się tak wydaje, że jak w prawie cywilnem podstawą zasiedzenia jest posiadanie, tak podstawą konkurów częste bywanie w domu panny.
— Więc idź zaraz do Armanów, dowiedz się o zdrowie pań po wycieczce i zacznij zasiedzenie małżeńskie.
Z drugiej izby wszedł Cichocki, pytając:
— Co wy tu spiskujecie? czemu drzwi zamykacie?
— Kazio bał się przeciągu.
— Jak zwykle. Cóż Józiu dzisiaj robimy?
— Najprzód piszę list do ojca po pieniądze — odparł Plichta i w tym celu jednem pociągnięciem rękawa oczyścił połowę stolika z proszku perskiego, szczotek, grzebienia, biletów wizytowych itd.
— Zostań tu Franiu — dodał do Cichockiego — pomo-