Przejdź do zawartości

Strona:Posażna panna.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  49  —

— Eee...
— Słuchaj! pójdę się kąpać do jeziora... udam, że się topię — ty rzucisz się, w ubraniu, jak lew i uratujesz mi życie! Pojmujesz?
— Nie mam ochoty zaziębić się, odpowiedział sędzia. I tobie nie radzę kąpać się w tak niskiej temperaturze.
— Zaiste! ty nie jesteś materyałem na Rolanda, lub Bayarda, rzekł uroczyście Plichta i wrócił do towarzystwa.


VI.

Wysoko wyszło już słońce ponad Zakopanem, a znużeni dwudniową wycieczką lokatorowie Kuby Kobziarza, pogrążeni w głębokim śnie, nie dawali jeszcze znaku życia.
Około dziesiątej śniło się Plichcie, że sędzia prosi go o amputowanie zakatarzonego nosa, a ten sen tak przeraził konsyliarza, że nagle zerwał się z łóżka, mówiąc:
— Kaziu! ty kataralny sędzio! jak twój nos się miewa?
Sędzia powstał, wdział pantofle, narzucił ubranie, okrył się pledem i robił głośny rachunek sumienia:
— Kataru nie mam... gorączki nie czuję... język — tu spojrzał w lustro — nieobłożony... nic mię nie boli... zdaje mi się, że wyszedłem cało!
— Hm, zapalenie płuc pojawia się często dopiero w parę dni, rzekł od niechcenia Plichta.
— Taak? z pewnością? zaniepokoił się sędzia. Więc mogę mieć zapalenie?...
— Cicho, nie budź śpiących!
— Zapalenie płuc? — toby straszne było!
— Hm! trzebaby piersi opukać, zrobić dyagnozę.
— Mój kochany Józiu, popukaj tylko!
— Zaraz wstanę. Ale co się też działo w Kasynie podczas naszej wycieczki? Kto tam mnie i Frania zastępował w taroku?