Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A przed nią widzim Satyra brzydkiego
Ścisłych tych zwięzków dołączającego.
I już o czymsi myślił, chociaż ona
Bronić się chciała; ale jéj obrona
Słaba-by była, gdyby poszła wdługą.
A wtym Amyntas z rohatyną długą
Skoczył ku niemu; ja też w obie poły
Nabrałem głazów; skąd on, że był[1] goły
I tak bezbronny uciekł miedzy karcze.
Ale Amyntas po onéj utarcze,
Obróciwszy się, wlepił oczy chciwie
W członki[2] tak nagie, jako urodziwe,
Które, jak mleko na sitowiu zsiadłe,
Tak drżały i tak były biało zbladłe.
I rozpalił się na twarzy a chyżéj[3]
Skromnością jednak zastąpiwszy bliżéj
Rzekł: „Piękna dziewko, przebacz śmiałéj ręce,
Że chcąc cię[4] w takiéj poratować męce,
Ciała się twego dotyka, okowy
Niegodne[5] z włócząc z rąk, i z nóg, i z głowy.
I niech to szczęście, na które naraża
Ten traf człowieka, niech cię nie uraża“[6].

Chór.

Słowa te zmiękczyć mogłyby kamienne
Serce.

Thyrsis.

One nie, lecz gniewy bezdenne
Z wstydem zmieszawszy, twarz w ziemię wnurzyła,
I jako mogła pełne piersi kryła:
A on tym czasem rozwiązując włosy,
W takie pochlebiał twardéj dziewce głosy:
„Niegodne zwięzków tych drzewo chropawe,
Albo jeśli tak niebo jest łaskawe,
Że twoje ostre niegładkie gałęzie
W złotym łańcuchu, w srogiéj sieci więzi,

  1. W rkp. zabił.
  2. W rkp. ogłowki,
  3. W rkp. Achizéy.
  4. W rkp. się.
  5. W rkp. Na zgodę.
  6. I ten wiersz musiałem poprawić, i to, zamieniwszy trafi na traf. Po włosku jest:
    Nè questa grazia, che fortuna vuole
    Concéder loro, tao malgrado sia.