Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
321
cid.
Diego.

Ociec to Ximeny.

Roderik.

Ociec?

Diego.

Stój tak! Wiadome są mnie twe zapały.
Ale niegodzien i żyć, kto w sławie niedbały!
Im milszy kto uraził, tym cięższa uraza.
Krótko: wiesz kontempt, wiesz, kto i masz dwie żelaza.
Więcéj ci nic nie mówię. Mścij się, a tym czynem
Pokaż się godnym ojca takiego być synem.
Ja ten przypadek będę łzami aż do grobu
Płakał, a ty idź, bież, leć i mścij się nas obu.


SCENA VII.
Roderik. (sam).

Do gruntu serca przebity
Niespodziewanym nigdy a śmiertelnym sztychem,
Stradny zemściciel krzywdy, która głosem cichem
Woła pomsty, mizernie nieszczęściem nakryty,
Stawam jak wryty.
I duch mój, wzięty na noże,
Odporu dać nie może.
Jużem bliski był miłości korony —
Ach, serce, uderz w treny! —
A teraz ociec mój jest znieważony,
A co znieważył, ociec jest Ximeny.
Niesłychaną cierpię mękę.
Równo miłość i honor każą sobie płacić,
Ten mścić ojca, a tamta kochanki nie tracić.
Ten mi rozżarza serce, tamta trzyma rękę.
Muszę albo miłości wiernéj chybić toru,
Albo żyć bez honoru.
Z obudwu stron ból znoszę niepojęty.
Ach, serce, uderz w treny!
Maż to mój ociec połknąć kontempt wzięty?
Mam-że ja karać zań ojca Ximeny?
Honor! miłość! ojcze! panno!
Niemiłosierne prawo, gwałcie niejedaki, (?)
Albo mi sławę bierzesz, albo wszytkie smaki.
Tak-em niegodzien i żyć, a tak serce ranno;