Strona:Poezye oryginalne i tłomaczone.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
LXVII.

„Oczy okrutne! nie oczy, lecz jatki
Serc skatowanych! i ty, wzroku drogi,
Wam się poddaję, was biorę za świadki,
Że wam zabijać wolno wieczne bogi.
Do nóg wam składam strzały i łuk gładki,
Którego, jeśli przeciwko mnie rogi
Ciągnąć będziecie, ja się na tę mękę
Odważę, choć to Bogu nie na rękę.

LXVIII.

„Odpuści matka, że nie wprzód jéj zrzędzie,
Niż serca mego zapałom, wygodzę.
Lub mię gorącym ludzie zowią wszędzie
I lubo z wzrokiem zawiązanym chodzę,
Mam przecie oczy, czego dowód będzie,
Gdy się w tak ślicznym stworzeniu wychłodzę.
Moja rzecz kochać; tak mi serce radzi.
Niech się o cudze krzywdy kto chce wadzi“.

LXIX.

Psyche tymczasem melancholizuje
I pędzi swe dni, utopiona w myśli;
Bo, choć się świat jéj gładkości dziwuje,
Choć jéj i zazdrość równéj nie wymyśli;
Przecie z tą krasą bez męża próżnuje;
Zalecać się jéj żaden nie pomyśli.
Jakby na godną nie mogła paść stronę,
Nikt o nię ojca nie prosi za żonę.

LXX.

Siostry, lubo jéj tak ustępowały
W przymiotach, jak ją przenosiły laty
Z ludźmi znacznemi, których był niemały
Na świecie pozór i dochód bogaty,
Zadatki związków małżeńskich już miały.
Do Psychy zaś nikt nie bierze się w swaty.
Darmo wiek młody ginie bez zdobyczy;
A i chmiel więdnie, gdy go nie podtyczy.