Strona:Poezye cz. 2 (Antoni Lange).djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żebyś błogosławieństwo spotkał tam w Warszawie?
Ja wciąż o tobie myślę — i co chwila prawie
Mówię: Co też on robi? A ty, o, mój Boże!
Tyś zapomniał o matce, zapomniał, Wiktorze.
Ach, nietylko o matce: do ucha ci powiem.
Że jest tutaj panienka, która wątłem zdrowiem
Przypłaciła milczenie twe. Jak śmierć jest blada —
Wiesz kto? Natalcia, córka naszego sąsiada,
Świętej pamięci Pawła. Teraz u nas mieszka.
Dziewczyna to poczciwa, dobra, nie bez mieszka.
Rozumna, pracowita: słowem wymarzona
Dla twej matki synowa, a dla ciebie żona.
Wiesz, jak chciałabym córkę mieć z owej dziewczyny.
Mówię ci, dobra żona jest to skarb jedyny.
Więc pisz, synu, do matki — i parę słów dla niej.
Co robisz — i jak żyjesz — i w jakiej kompanii?
Bo pierwszą rzeczą w świecie dobre towarzystwo.
Leniwi zrodzą w tobie pychę i lenistwo,
A rozpustni obudzą wszystkie złe narowy.
Niepewny mi się zdaje każdy człowiek nowy,
Co to zaraz przyjaciel serdeczny — wylany —
Zwłaszcza mi w wielkiem mieście każdy podejrzany.
Nie daj się więc uwodzić uczuciem nieszczerem:
Mówię ci, każdy trzeci jest tam Robespierem.
I, udając, że jest twym najlepszym kolegą,
Od Boga cię odwiedzie, namówi do złego.
Pamiętaj! Napisz także, gdzie jadasz kolacye
I obiady. Najgorsze są te restauracye!
Długo pewnoś już nie jadł dobrego rosołu
I pewnie ci już dawno nie dano do stołu
Usmażonej na maśle świeżej wołowiny.
Lepiej jadaj u jakiej porządnej rodziny,