LIST MATKI
(Urywek z powieści)
Gdy Wiktor powracał do domu,
Pełny rozpacznych myśli, nieznanych nikomu,
I szedł jak niewidomy — w troskach i wieczorze,
Nagle usłyszał silny głos: »Panie Wiktorze!«
Obrócił się. Przy furtce był stróż kamienicy,
Baczny dostrzegacz zjawisk domu i ulicy,
Stary Jan. Uchyliwszy czapki przed Wiktorem,
Rzecze doń: »Pan Tadeusz był tu dziś z doktorem,
Pytali się o pana. Wrócą dziś wieczorem,
Koło północy. Ale! jest tu list do pana.
Pewnie to panieneczka jakaś zakochana
Pisze ten miły liścik. Oj, znam ja się na tem,
Bo i sam byłem kiedyś do miłości chwatem!
Pamiętam raz na Węgrzech — wojennego czasu,
Gdyśmy pod Temesvarem stali dla popasu,
Jedna młoda węgierka — sam ogień dziewucha...
Lecz Wiktor, mając w ręku list, już go nie słucha:
W sercu już mu od dawna huczy zawierucha —
I pragnął ukojenia, jak wody krynicznej.
List — nierozwarty jeszcze — niby prąd magiczny,
Uciszył naraz wszystkie jego trosk zagadki.
Jak dziecko, biegł po schodach. Był to list od matki —