Strona:Poezye cz. 1 (Antoni Lange).djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i po kolei w jedno i drugie i siódme uwierzyli; i każde kochali po kolei — ale na żadnem nie umieli zatrzymać wzroku ani serca — i chwiali się i byli bezsilni, jak ci, co czują zbyt wiele, aby wyrazić to mogli.
Ale bywały chwile, że się każdemu z nich wydawało, jakoby jego prawda była jedyną prawdą — i wielkie nastały walki pomiędzy ludźmi, starcia krwawsze od Pelopidowych, a wrzawa rosła w bezmiar — w ogrom — w nieskończoność...
A niejeden zamiast ująć całość słów czatownika, cząstkę ich tylko zapamiętał — albo z pojedynczych słów różnych czatowników lepił jakieś nowe widziadło, tak iż narodziły się mnogie majaki, kruche i bezsilne, a które jednak nie mało wrzawy budziły!
Jednym roiły się same pożary i zgliszcza — i ukochali zniszczenie — i wzywali Atylli aby wszystko z ziemią zrównał; a drugim świat przyszły wydawał się jako cichy klasztor, a innym jako świat marmurowych posągów; owi roili, iż będzie to kraina wolnych pocałunków, albo-li łez i mogił. A ci, co Boga łaknęli, uczynili sobie fetysze różne — i czcili bogi indyjskie i greckie i meksykańskie — i powiadali: wierzymy. A inni zobojętnieli na wszystko, mówiąc: Nie wiemy nic — i w nic nie wierzymy!
Ale wszyscy wołali: Nadchodzi Godzina! Tylko jedni prawili: Taką jest, a drudzy: Nieprawda, taką oto!
A młodzieniec ów, który gromił w świątyni duchy Przeczenia, stanął aby powstrzymać tych, co zbyt pochopnie rwali się ku złudzeniu nowej Godziny, bo nie była to jeszcze Godzina, tylko jej cień, a po za tym cieniem przepaść wielka. Więc chciał ich powstrzymać, aby nie szli ku przepaści.
I mówił:
Wicher stulecia przeleciał nad nami. Od tego wichru zimny pot oblał nam skronie i włosy stanęły