Strona:Poezye T. 3.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tą przeżuwaną znudziwszy się strawą,
Patrzał bezmyślnie za skrzydlatą mewą,
Albo na nieba patrzał błękit czysty,
Albo na spinek swoich ametysty.

A czasem leżąc w łodzi, mimowoli
Wracał pamięcią w swoje dawne strony,
Do swoich łanów i do swych topoli,
Do swoich wiklin — i do Kufke-żony,
Która tymczasem Kufkemu kark woli
Obejmowała białemi ramiony — —
Tak sądził, chwiejną kołysany łódką,
Nie wiedząc, że to trwało bardzo krótko...

I wyciągały mu się ku niej ręce
I pierś pękała z żalu i tęsknoty...
Widział jej usta krasne i dziewczęce
I szafir oczu raz srebrny, raz złoty...
Widział jej blade, przejrzyste rumieńce,
Półciemnych włosów miękkie, bujne sploty,
I urokami czarujące łono — —
I wkoło wodę pustą, nieskończoną...

Ogromną wodę, po której okręty
Szły, białym żaglem świecąc się pod słońce;
Przestwór niezmierny i nieogarnięty,
Gdzie dusze smutne, błędne i tęskniące,