Strona:Poezye T. 3.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jeszcze raz złotu przypatrzył się snopów,
Jeszcze raz spojrzał, jak kartofle sadzą,
I z swem ojczystem rozstawszy się polem,
Zakupił willę gdzieś pod Neapolem.

Tę willę wielkim otoczył parkanem,
Parkan zaś cały oplótł żywopłotem;
Wewnątrz park kwieciem ustroił różanem,
Pąsem kaktusów i pomarańcz złotem;
Postawił namiot pod chłodnym platanem,
Zawiesił miękki hamak pod namiotem,
I wodzie w lilie ubrawszy krawędzie,
Flamingi na nią puścił i łabędzie.

W alejach parku, w cyprysowych cieniach,
Rozstawił białe boginie kamienne;
Na okwieconych stały podniesieniach
Prześliczne, nagie, nieruchome, senne...
Srebrzyste w srebrnych księżyca promieniach,
W promiennej słońca jasności promienne,
Na tle drzew ciemnych bieliły się cudnie
Blade wśród nocy, świetlane w południe.

Z parku miał widok na morza błękity,
Na ściany Capri, co się lśnią i bielą.
Na Wezuwiusza płomieniste kity,
Na w mgłach różanych widny Sant' Angelo — —