Przejdź do zawartości

Strona:Poezye T. 2.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Gwiazdy, wy kwiaty, co się rozwijacie
Na łące niebios o cichym wieczorze,
A kiedy wstają przedsłoneczne zorze,
Jak brylant w ogniu, giniecie w szkarłacie:

Po jakiejś drodze mistycznych zachwytów,
Dążeń tajemnych, tęsknot nieokreśnych,
Myśl moja leci ku wam i w bezkreśnych
Głębiach kołuje bezdennych błękitów.

W melodyach światła waszego się pluszcze,
W tajemnych wśród was przepada otchłaniach,
W tysiącznych skonach i zmartwychpowstaniach
Przelata niebios nieskończone puszcze.

I jest jej, smutnej i w sobie zamkniętej,
Dobrze tam, wśród was, smętnych i tajemnic
I milczeń pełnych, wiszących wśród ciemnic,
Jak dusze pchnięte w zamyśleń odmęty.