Strona:Poezye T. 2.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Tam — — chciałbym jedno: w niezmiernem przestworzu
Tonąć jak delfin tonie w wielkiem morzu,
I patrzeć z góry, jak woda prześwieca
Przez gąszcze wiklin w poświacie księżyca;
Jak blade róże czarę aksamitną
Otwarłszy słońcu złocistemu, kwitną;
Jak w czas zachodu na błękitów skłonie,
W płomiennych łunach lód na wierchach płonie;
Nad wielkie, głuche, modre oceany
Mgławic leniwe falują tumany,
A po zielonych wyspach gdzieś daleko,
Błyszczące węże na słońcu się wleką...
Niech mi tam zapach z górskiej poszlą łąki
Skoszone siana i błękitne dzwonki;
Z hal niech mi wichry na skrzydłach doniosą
Woń limb, poranną operlonych rosą;
Niech mi tam szumią z oddali kaskady
Mych gór rodzinnych, szemrzą ciche lasy,