Strona:Poezye T. 2.djvu/068

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W grób patrzeć musi, chociaż oczy kryje,
I drży, że trup w nim ohydny odżyje...

Niekiedy stawa smutna na kurhanie,
Gdzie kwiat błękitny najbujniej się ściele,
Podźwiga płytę żądnie, a nieśmiele — —
O nie!... Ten trup już nigdy nie powstanie!...
Próżno tęsknota do życia go woła
Płomieniem serca i płomieniem czoła...

Na grobie pięknej, niegdyś żywej chwili,
Ze złożonemi na piersiach rękoma
Długo myśl stojąc cicha, nieruchoma,
W smutnej zadumie skroń ku ziemi chyli
I przez łzy patrzy na krzyż szczero-złoty,
Pełna dozgonnej, bezbrzeżnej tęsknoty...

Odrosną kwiatom zerwane kielichy;
Uwiędła trawa w czas chłodnej jesieni
Znów się o złotej wiośnie zazieleni;
Słońce co rano ma świeże uśmiechy,
Choć się wieczorem za gór grzbiety schyla:
Przeżyta szczęścia nie powraca chwila...