Strona:Poezye T. 1.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pójdźcie najeźdzcy! On pierwszy umoczy
W krwi waszej dziryt!... Chciałby biec przez fale!...
Wtem rozognione uderzył mu oczy
Marmur, na słońcu błyszczący wspaniale...
I wszystka krew w nim płomieniem zażegła
Z żył mu się w serce stoczyła i zbiegła.

W hymnie wspaniałym czarowna przyroda
Wielbiła piękność bóstwa niezrównaną,
Śpiewa ją morza szafirowa woda,
Śpiewa ją niebo i barwą różaną
Śpiewają kwiaty... Bóstwo śnieżnołone
Stoi zaklęte w marmur, uwielbione...

I Grek odrzucił swój dziryt stalony,
Zerwał hełm z czoła długą zdobny kitą;
Żądzą płomienną miłości palony
Krzyknął, przed boską stając Afrodytą:
»— Za jeden uścisk twój, bogini złota,
Zapłacę chwałą mojego żywota!...«

I dziw!... Ożywia się posąg kamienny,
Usta rumienią, oko blaskiem pała,
Łono faluje i z zadumy sennej
Bogini budzi się różano-biała...
...............
...............