Strona:Poezye T. 1.djvu/069

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz czas nadejdzie, który z wyżyn pchnie mię
Na dół — na ziemię...

O! gdybym zdołał w słoneczne ognisko
Wzlecieć i w popiół tam zmienić się wraz
I nie spaść nigdy, by skonać tam nizko —
By w moich górnych skrzydłach lągł się płaz...
Ale do słońca promienistych zórz
Próżno mnie duma i chęć lotu rwie,
Skazanym runąć w pył i kurz — —
Lecz nim źrenice me
Śćmią się, co ziemię zwykły mierzyć harde,
Cisnę jej — wzgardę!...