Strona:Poezye Michała Anioła Buonarrotego.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XXVI. [1]

Raz prawą nogę, a raz lewą nogę
Stawiam na przemian, cnotliwy lub winny.
W ciągłéj gonitwie za zbawieniem duszy.
A serce we mnie wciąż bije na trwogę,
Jak kiedy gwiazdy na drodze pustynnéj
Zgasną, i cisza dźwięki życia zgłuszy.
A więc świętemi słowy,
Na téj tu karcie białéj
Pisz dla nauki duszy ociemniałéj
By z niéj wyleciał zwątpień błąd jałowy;
By w tym ostatnim kroku co u grobu,
Upaść nie było sposobu.
O pisz! li tobie powaga ta służy,
Coś mi wskazała niebo w życia burzy. —






  1. XXVI. Wiersz ten pisany wyraźnie do Wiktoryj Kolonny i poeta prosi ją, żeby pismami swemi oświecała jego duszę.
    „By z niéj wyleciał zwątpień błąd jałowy.“

    Domyślać się można, iż między niemi, tak korrespondencya, rozmowa, jak poezya toczyły się około prawd religii. M. Anioł popadający w zwątpienia mógł zasięgać od niéj zbawiennych rad, zwłaszcza że to była osoba doskonałego żywota, oddana całkiem sprawom Bożym. W kilkuset jednak sonetach i kanconach Kolonnezy, niema ani jednego wiersza wprost dającego się zastosować do wielkiego artysty, co biografów piszących o wzajemnym ich stosunku do siebie w niemały wprawiało kłopot. Jednakże pilnie przebiegając przez Viscontego w Rzymie r. 1840 wydane „Rime di Vittoria Colonna“ zdawało mi się napotkać jeden sonet:

    Godo d’udir cho voi dell’ampia e folta.

    zastosować się dający do Michała Anioła, i będący jakby odpowiedzią na powyższy jego wiersz. Brzmi on w przekładzie:

    Z pociechą słyszę że przebijasz mroki,
    Co konarami błędu, jak w więzieniu
    Światło ci kradną; przez otwór w sklepieniu
    Złotego światła spłyną ci potoki.
    I piękna dusza podleci w obłoki
    Wolna i lekka, niegdyś tak oddana
    Chytrym pokusom ziemskiego szatana,
    Dziś dobrym radom podda swoje kroki.
    Jeśli od krzywych bezdroży i śliskich
    Sam się odwracasz; napewne więc liczę,
    Że wstydne ku nim nie zwrócisz oblicze,
    Raczéj z odwagą dobędziesz sił wszystkich,
    I gęste sieci, coć swobody bronią,
    Na zawsze wolną sam rozburzysz dłonią.