Strona:Poezye Michała Anioła Buonarrotego.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
I. [1]

Sam mistrz, a niema takiego pojęcia
Coby w marmuru łonie już nietkwiło;
Byle wiedziona dłoń myślącą siłą
Umiała głazom zadać trafne cięcia.

Podobnie w tobie, czysta, czarująca!
Tkwi złe co straszy; dobro co mię nęci;
A tylko sztuka nieposłuszna chęci
Dziś mię zawiodła i do grobu wtrąca.

O moje krzywdy nie winię nikogo,
Ani miłości, ni losu, ni ciebie;
Chocieś tak piękną, dumną i tak srogą.

O duch nikczemny winuję sam siebie:
Bo gdy z twém sercem śmierć i miłość miałem,
Czemuż szalony śmierć z niego wyssałem






  1. I. Sonet ten uważany przez krytyków włoskich za arcydzieło. Szczególniéj uczony Varchi współczesny Michała-Anioła napisał o nim całą rozprawę, i czytał ją na posiedzeniu Akademii florenckiéj, jeszcze za życia mistrza, bo w roku 1546. W pierwszéj rozprawie komentował każdy wiersz, i sadził się na niepotrzebną erudycyę; w drugiéj postawił z powodu starego sporu o pierwszeństwo między malarstwem i snycerstwem trzy pytania: 1) która ze sztuk najszlachetniéjszą? 2) czy rzeźba czy malarstwo? 3) Wczem się malarz różni od poety? — Oba te odczyty przesłał Michałowi-Aniołowi, któremu to wielce pochlebiło; chociaż dzisiaj gadanina ta i próżne zapuszczanie się w definicye i subtelności różnic, niema dla nas żadnego znaczenia.