Strona:Poezye Michała Anioła Buonarrotego.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XL. [1]

Co pospolity gmin cieszy i nęci,
Nierówno bywa na świecie cenione:
I tak nie jeden w wybuchu niechęci,
Co drugim słodkie, powie że mu słone.
Lecz też i często trzeba ci pozornie
Z surowym tłumem iść sfornie,
I z nim się cieszyć, choć dojmują smutki;
Płakać, choć nie ma pobudki. —
Mnie w mych cierpieniach to jedno pociesza,
Że niewyczyta nikt na mojéj twarzy:
Z czego mi serce pęka, o czém marzy;
Bo nikt odemnie mniéj sobie nieważy,
Bądź czci, bądź pochwał, bądź gniewów téj rzeszy,
Co najwierniejszą bywa dla przewrotnych;
Więc się dróg trzymam dzikich i samotnych






  1. XL. W wierszach tych przebija nieco goryczy i dumy; M. A. mógł je pisać w późnéj starości, kiedy zawiść dogryzła mu z różnych stron. Wyrażenie się na końcu: „dróg szukam dzikich i samotnych“ maluje całe jego życie. Wciągniony w obowiązki to-warzyskie, nie mógł znosić tych więzów, a ludzi znał aż nadto, aby ich poszukiwać. Stojący sam swym jeniuszem, dumny z téj niepodległości, za nic sobie ważył gniewy groźnego Juliusza II; odrzucił świetne propozycye Karola V, króla francuzkiego i księcia Toskańskiego, przenosząc niepodległość nad dostojeństwa, ciszę nad hałaśliwą pokaźność, słodycze przyjaźni nad łaskę panujących, swoją pracownię nad dwory książęce — sam jeden w tym wieku może miał prawo powiedzieć.
    „vo per vie men calpestate e sole.“