Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/725

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W cudzym kraju, w ciężkiej dobie,
Tum zamierzył mieszkać sobie,
Tu zakończyć życie.
Tu człek dobry los mój słodzi, —
Niech mu Pan Bóg wynagrodzi
Darami sowicie!
Ile miałem sławy, cześci,
Tyle cierpień i boleści,
Bóg zrównał widocznie.
Gdy wyroki przyjdą Boże,
Tutaj głowę mą położę,
Tu na wieki spoczną.
Tak Fortuna, wiecznie płocha,
Dzisiaj pieści i ukocha,
Jutro kołem strzaska;
Zamorduje ręką wściekłą,
Jeszcze duszę wtrąci w piekło,
I otóż jej łaska!
Gdybym wiedział, co się stanie,
Byłbym wierny niezachwianie
Polskiemu monarsze.
Na cóż wyszła wierność słaba,
Że pragnąłem mieć od Szwaba
Urzędy najstarsze?
Stąd odmiennej doli dzieła,
Stąd się zguba ma poczęła,
Stałem nad otchłanią.
Bóg naukę prędko zdarza,
Że jest pomsta na zbrodniarza, —
Zasłużyłem na nią.
W las mię wiodły wilcze chęci!
Niemiec zawżdy gdzie się wnęci,
Droga mu otwarta;
Chciałby pierwszym zostać zgoła,
A nie dając innym czoła,
K'sobie wszystko zgarta.