I w szyki islamskie śmierć niesie,
Bojując, jak piorun po lesie.
I chwała wojenna rozwiała mu znamię,
Wzmocniła rycerską prawicę i ramię,
Duch mściwy śmiertelnej ofiary
Nosił go pomiędzy Tatary.
I wiara, i cnota, jak stróże w złej doli,
Przy zgonie bezwinnym służyły mu gwoli,
Gdy leciał — przerzynać się gotów
Wśród rżenia rumaków, wśród grotów.
Niestety! gdy rycerz szermował ochoczy,
Śmierć żądłem zatrutem błysnęła mu w oczy;
Lecz człowiek rycerski we zbroi
O śmierć i o rany nie stoi.
Gdy bowiem hamował czeredy tak dzikiej
Mścicielskim koncerzem bluźniercze okrzyki,
Na szańcu oskoczon wokoło,
Dał śmierci chwalebne swe czoło.
A sława usłużna, i głowę zranioną,
I zwłoki półmartwe przyjęła na łono,
A tuląc je dłońmi czułemi,
Leciuchno złożyła na ziemi.
A potem z zapałem ognistym na oku
Usiadła w swój rydwan z białego obłoku,
I wiatrem pędzona, jak strzała,
Nad gwiazdy wysokie leciała.
I w trąbę dwoistą dmąc pieśń znakomitą,
Wołała: Tryumfuj! tryumfuj, Lechito!
Bo wiecznie w gwiaździstej krainie
I świetnieć, i żyć Rudominie!
Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/634
Wygląd
Ta strona została przepisana.