Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/426

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Własnego ojca wyparł się niegodnie
I w pierś Klitona ugodził żelazem,
Przymuszał wypraw swoich towarzysza
Klękać przed sobą, wolą czy niewolą.
I Klearch, szczęsną oślepiony dolą,
Przyswoił sobie synowstwo Jowisza.
Nie wspomnę Brenna, co chlubny wygraną
Zagrażał bojem już Apollinowi.
Nie wspomnę innych, co za dobrą zmianą
Karne swe żądze wyuzdać gotowi.
O zacny Krzycki! kusząca bogini
Płochej w twem sercu myśli nie wylęgła;
Ona, co tylu niewolników czyni,
Do twego jarzma sama się zaprzęgła.
Już się nie wyrwie — znam po twej naturze
Jak święcie ważysz twoje powinnoście;
Łacno to widzieć — i niepłonno wróżę,
Że cnota twoja bez końca uroście;
Że lubo codzień dank odbierasz świeży,
Nie zwolnisz jarzma szlachetności twojej;
Ze cię łaskawość twoja nie odbieży,
Co wielkim duszom tak pięknie przystoi;
Że zawsze będziesz cierpliwym i względem,
Bardziej niż Jowisz w starodawnej bajce.
Ileż on razy w swym gniewie zapędnym
Dał żreć płomieniom swoje winowajcę!...
Gniew za występki rodzi się w twej duszy,
Ale się zaraz rozmiękczy widocznie:
Jowisz nikogo nie wyrwie z katuszy,
Nie pożałuje, gdy raz karać pocznie.
Karcisz występnych, ale w słuszną miarę,
Bo prędko w serce zakołata łaska;
Ona przestrzeże, upomni ofiarę,
Ale w nią nigdy piorunem nie trzaska.
A lubo-ć w gniewie złe myśli nadbiegą,
Jednak miłością zwyciężasz je skoro;
Jest to zwyciężać lwa Herkulowego,