Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/406

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A przed Spasem i Mikołą
Ponastawiać świec wokoło,
Bo coś Marko bawi dłużej,
Zachorował gdzieś w podróży.

Gdy to mówi — traci zmysły,
Jak z krynicy łzy jej trysły.
A gdy pierwsze łzy przeminą:
Katarzyno! Katarzyno!
Już ja nie ta, co przed chwilą,
Oczy mylą, nogi mylą.
Trzeba umrzeć — och! nie znacie,
Co to umrzeć w cudzej chacie!

Zaniemogła nieszczęśliwa,
I kapłana już przyzywa,
I odprawia spowiedź szczerze,
I Oleje święte bierze.
Stary Trochim w łez powodzi
Po dziedzińcu smutnie chodzi.
Katarzyna ani w stronę,
Oczy w chorą ma wlepione.
A tymczasem gospodyni
W dzień i w nocy czuwa przy niej,
I zapala świeczkę dużą,
Ale świeczki źle coś wróżą:
Ciemne światło bije z knota,
A schorzała wciąż się miota.

Katarzyno! rzuć oczyma,
Czy z powrotem Marka niema?
Gdybym pewna była tyle,
Że go ujrzę choć na chwilę,
Toby jeszcze przyszła siła,
Tobym śmierci przemodliła,
Tobym jeszcze miała wolę
Ucałować me pacholę...