Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wpadłeś w strzechę rolniczą,
Gniazdo jaskółcze zdarłeś
I pisklęta pożarłeś?
Przyleciała z daleka,
Zdała w ręce człowieka
Swoje gniazdo z pisklęty —
Skarb swój drogi i święty!
Onaż nasza gosposi,
Ona lato przynosi,
Ona w ciepłe już lato
Nad stodołą, nad chatą
Pływa długiem skrzydełkiem
I szczebioce ze zgiełkiem;
Pędza czeladź leniwą:
— Do roboty co żywo!
Jedno lato jest w roku,
Zwoźcie zboże do toku!
A gdy obłok się brudzi,
Lata nizko wśród ludzi
I przestrogę swą kwili:
— Deszcz! deszcz będzie w tej chwili!

Słyszysz?. . . jęczy tak głucho!..
Ponad gniazdka okruchą;
Wpośród gruzów się świeci
Krew i piórka jej dzieci!
Nieszczęśliwa ptaszyna
Nas i siebie przeklina;
Bije pierśmi o ścianę,
Woła dzieci kochane.

Gdy tak mówię do zwierza,
Kot się na mnie najeża
Ze strasznemi oczyma...
Wątpliwości już niema!
Zgubił w całym jej losie
Strzech litewskich gosposię!

∗             ∗