Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Łza przynajmniej serce pali,
A powaga je skwasza.

Patrz, jak śmiesznie naokoło
W ludziach, w celi, na dworze!
Przyślij książkę mi wesołą,
Co się uśmiać pomoże.

Aby myśli zbić sieroce,
Co mi wieją po głowie,
Jak szalony pochichocę,
To mi będzie na zdrowie!

Śmiej się każdy bez różnicy,
I pismaki, i ptaki!
Śmiej się stróżu na ulicy
Z twoim rożkiem tabaki!

Niech się w świecie śmiech rozbudzi,
Wszak nie braknie sposobów!
Śmiejcie się, mogiły, z ludzi, —
Ludzie śmiejcie się z grobów!

Śmiej się, góro! śmiej się, chmuro!
Niech zahuczy swawola.
Lesie! nie płacz tak ponuro,
Śmiej się z łąki i z pola!

Jedni z drugich — wszystkim, wszędzie,
Niechaj śmiech się udzieli!
Niech wysoko słychać będzie,
Jak my tutaj weseli!!

IV.

Chodź, panie doktorze! wszakże was uczono
Mineralogii!
Patrz na te paciorki, co mi zawieszono
Na chorej mej szyi!
Twarde jak dyament, a błyszczą jak słońce,
A czyste jak woda,