Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziecię w płacz — stangret spojrzał i smagnął je biczem,
Kolaska się po bruku potoczyła żywo,
A strzelec do gospody wyruszył na piwo.
A ubogie pacholę z dwuzłotówką w dłoni
Stoi, jak skamieniałe, i łzy ciche roni.
Ostąpili je wkoło uliczni krzykacze:
Patrzajcie, jak on płacze... jak on śmiesznie płacze!

∗             ∗

Coś w tydzień... na mogiłki trzy trumny przynieśli:
W jednej leży w łachmanach biedna żona cieśli;
W drugiej wąsaty strzelec, co w podpiłej dobie,
Przypadkiem trącił w strzelbę i pierś strzaskał sobie;
W trzeciej trumnie wspaniałą karawaną jedzie
Pan, co kostką kwiczoła zdławił się w obiedzie.
Nędzarzy zakopali do ziemi koleją,
Panu stroją katafalk i psalmy zań pieją;
A tam... w krainie duszy, Archanioł już woła
Przed najwyższy trybunał sprawę o kwiczoła.
1859. Wilno.


SERCE, ROZUM, ŚWIAT I OWSIANKA.

SERCE.

Wzbiję się lotem jak mogę,
Gdzie gwiazd się iskrzy gromada

ROZUM.

A włóż futerko na drogę,
Bo tam w obłokach śnieg pada.

SERCE.

Sam chyba w powłoki odziej
Twoją postać nieudolną.

DOZORCA.

Lecieć, widzi pan dobrodziej,
Że bez paszportu niewolno.