Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom V-VI.djvu/061

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czekajcie do chwili, któż maj nam umili?
Zawcześnie, śpiewacy, zawcześnie!

— „Niepłonne śpiewanie, niepłonna zachęta;
„Bo głos Alleluja! zahula na święta.
„Oracze do siejby gotują swe pługi,
„My drogi gotujmy za rano.
„Rozgrzejem tymczasem lodowe szarugi,
„Obudziem, ożywim i serca, i smugi,
„Nam wiosnę ogłosić kazano.

„Gdy znikną już szrony, nasz zawód skończony,
„Ci, co wam wróżyli przedwieśnie,
„Już sami wypoczną, ku ziemi lot skręcą,
„I wiosnę, i lato dla siebie poświęcą.
„Słowiki! dokończcie ich pieśnie!“

— „Ja mała ptaszyna, mam piosnkę w mem łonie,
„Śpiewam ją z rozgłośnym wyrazem;
„Modlę się do Nieba i jedno wciąż dzwonię,
„By zboże wyrosło na moim zagonie,
„Gdzie domek złożyłem pod głazem.

„Modlę się rolnikom o deszczyk ciepławy:
„Ach! kiedy niegęste i kłosy, i trawy,
„To orzeł me gniazdo spostrzeże!
„Rozbudzam oracza, ten idąc, przy sosze,
„Słucha mej piosenki, wie, o co ja proszę,
„I swoje dołącza pacierze!“

Tak śpiewał skowronek, aż z serca, aż z głębi,
I roił nadzieje szczęśliwe.
Posłyszał piosenkę słuch bystry jastrzębi,
Drapieżca spadł gromem na niwę:
Krew bryzła na trawę, i piórka szarawe,
I życie minęło, jak we śnie.
Już orzą sielanie, lecz głucho na łanie,
Bo zginął skowronek za wcześnie!

— „Na jawie tak rzewnie, a we śnie tak błogo,
„A w piersiach coś iskrzy się, budzi: