Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/503

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale tu gorzej jeszcze: bo moja obora.
Czy uważasz, mój sędzio? na księgosusz chora.
Krowy nie dają mleka: pomału, pomału,
Na nich ginie mój prawny procent z kapitału.
Dziesięć od sta na miesiąc, czyż nie słuszna skala?
Tymczasem jedno bydlę z nóg mi się obala,
Drugie nie daje mleka, a innym na leki
Muszę jeszcze kupować lekarstwa z apteki,
Tak, że cała obora, co niemało warta,
Daje cztery procenta, lub czasem półczwarta.

SĘDZIA.
Tak... księgosusz... księgosusz... zaraza ze Wschodu.

Lękać się gorszych rzeczy mam wiele powodu:
Bo na wiosnę, gdy wojsko poruszać się zacznie,
To nam dżumy, cholery naniesie nieznacznie.
Pamiętasz, we trzydziestym...

PODKOMORZY.

A któż nie pamięta?
Lecz na cóż ten ruch wojska?

SĘDZIA.

Wojna rozpoczęta!
Nic nie wiesz... Hiszpan, Francuz i sułtan już w lidze,
Politykę angielską, jak na doni, widzę;
Włosi zburzyli Alger, — a Ibrahim basza
Niby to nie uważa, niby nie przestrasza,
Ale ma dobre oczy, krzywd nie zapomina;
A Gibraltar, mospanie, to dobra zwierzyna,
O! dobra! jej nie sposób skryć w torbę borsuczą.

(Z cicha):
A u nas incognito Persowie się włóczą;

Spytaj Żydków.

(Podaje mu gazetę).

Przeczytaj, pokombinuj zdrowo.

PODKOMORZY (niedbale przerzucając gazetę).
Och, stary zapaleńcze z przewróconą głową!

Wojna... kto dzisiaj wojnę wypowiadać pocznie?