Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jam ją pokochał wiecznie, ile starczy siła;
Przysięgła mi najświęciej — wiernie — najgoręcej,
Być moją — tylko moją — i niczyją więcej.
Niech ją ojciec przeklina, niech jak chce się sroży...

SĘDZINA.
Któż to taki jej ojciec?
STEFAN.

Leszczyc podkomorzy.

SĘDZINA.
Pan Leszczyc podkomorzy — a toż sąsiad przecie!

Córkę jego znam dobrze: to poczciwe dziecię,
Urodziwej postaci, kształtna, pięknooka.
Bawiła rok u ciotki, czy półtora roka,
Lecz teraz powróciła, zesmutniała trocha...
Ty ją kochasz, Stefanie — ona ciebie kocha —
To dobrze, wszystko dobrze... lecz miej się na wodzy:
Oni ludzie bogaci, my — szlachta ubodzy.
Pan Leszczyc nie jest dumnym z majątku i z rodu,
I pysznie się przed nami nie miałby powodu;
Obok pana Leszczyca my niżej nie staniem
Ni dobrem urodzeniem, nie urzędowaniem.
Lecz pan Leszczyc spekulant, obrotowa sztuka,
Spekulanta na męża dla swej córki szuka,
Człowieka z kapitałem i przemyślną głową,
Coby szybko podwoił sumę posagową.
Tybyś w takim zawodzie nie dotrzymał pola,
Bo jakież twe zasoby?

STEFAN.

Zdrowa myśl i wola,
Dwoje rąk, kierowanych poczciwym zapałem,
Do pomocy lud wierny, który ukochałem.
Wierzcie mi, że tu rolnik daleko zajść może
Z temi kilku środkami.

SĘDZINA.

Daj Boże, daj Boże!
Zresztą, patrzaj Stefanie, jak się dobrze składa;