Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/476

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niosą drabiny, podchodzą pod wały,
Huf najmocniejszy tu prosto przy rowie

KARLIŃSKI.
Niełatwo Niemcy ugryzą te skały!

Dać ognia z armat! Hej, mości panowie.
Nie czas do rady! już Boskie zamiary
Wskazały naszej powinności drogę.
Spieszcie na wały! a tej baszty starej
Ja z jednem działem sam obronić mogę.
Z tej wysokości, między dwa parowy
Kula puszczona cały hufiec zwali.
Hola, puszkarze!

(Dwaj Chorążowie odchodzą).
(Wchodzi dwóch puszkarzy).

Czy nabój gotowy?

PUSZKARZ.
Działo nabite, a lont już się pali.

Toż się, mój Boże, całą noc nie spało.
Oczyścić, nabić... to praca niezmierna.

(Słychać podwojony zgrzyt trąby).
KARLIŃSKI.
Atak się wzmaga... a więc...
(Głośno):

rychtuj działo!

(Chwila pauzy).
Pal!


SCENA ÓSMA.
CIŻ i CZACHROWSKI.

CZACHROWSKI (wbiega, odtrąca puszkarza, który lont zapalony przykładał do armaty i popycha Karlińskiego ku oknu).

Patrz, Karliński! to huf Lichtensterna!

KARLIŃSKI (odwraca się z pospiechem).
Kto? czego chcecie?