Strona:Poezye Ludwika Kondratowicza tom III-IV.djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
BALTAZAR.

Jest przy nim pacholę.

WATORSKI.

Dobrze... toć mu usłuży... znać gościowi dacie,
Że czekam za godzinę na górnej komnacie.



SCENA TRZECIA.

WATORSKI, HANNA.
HANNA (wbiegając prędko).

Ojcze! nieco kłopotów Niebo nam ulżyło:
Przyjechał Stach z wyprawy...

WATORSKI.

To mi wielce miło,
Ale nim go powitam, muszę najprzód szczerze
Dzisiejsze moje myśli otworzyć w tej mierze.

Słuchaj!
(Siada z powagą).

Rzecz ci wiadoma, że sam Stwórca świata
Podzielił świat na kmiecia, szlachcica, magnata.
A pomiędzy magnaty rozliczne są stopnie:
Jeden łaską królewską swego szczebla dopnie,
Drugi zasługą wojny lub bogatem wianem
Wychodzi z prostej szlachty, a staje się panem.
To jeszcze rzecz niewielka, bo tą samą drogą
Zostać i proste kmiecie szlachcicami mogą.
A jużci... dla bogactwa, i tamtych świat ceni
Ale są jeszcze inni, wyżej urodzeni,
Wyżej... i jeszcze wyżej... słowem tak wysoko.
Że ich początków ludzkie nie do śledzi oko,
Nad których rodosłowem chociaż dniem i nocą
Heraldycy mozolnie swoje czoła pocą,
A jednak ich nie mogli zgłębić do tej pory...
Na przykład: Wątorowie — Comites Wątory...
Chcesz poznać ich odwieczność, czytaj foliały,
Co mi się dziś po bracie spuścizną dostały,
Spisane jego ręką do ksiąg starych szczętów,